środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 4 " Look into your heart and you'll find love" ♥

-Chcesz tu mieszkać? - Spytała Amelia Aśkę, wyjmując walizki z szafy.
-Co ? - zdziwiła się Asia, a ja wytrzeszczyłam oczy.
-No chcesz, czy nie. Szybka odpowiedź.
-A..ale jak? - Jąkała się moja przyjaciółka.
- Normalnie. Ja pójdę do Kam, ty tu a jej lokatorka do tej twojej. To co ? - przewróciła oczami.
- Jasne ! - Krzyknęła z entuzjazmem i pobiegła do siebie, pakować się, a ja cierpliwie czekałam.
Najlepszy dzień tych kolonii! Amelia wyszła i zostałam sama. Poszłam więc na balkon i osunęłam się po ścianie wprost na zimne kafelki. Musiałam trochę ochłonąć. Za dużo wydarzeń jak na pare godzin.
-Co tam? - powiedział przerywając moją ciszę John.
-Nic ciekawego. - Uśmiechnęłam się. -Jak tam z Aśką ? - spytałam przyjaźnie. Na moje pytanie chłopak zrobił się czerwony. Gdy wybuchłam niepochamowanym śmiechem, zrobił się on jeszcze bardziej czerwony. Nie wiedziałam, że tak można!
- Jakoś... - odwzajemnił uśmiech gdy już przestałam się śmiać.
- Mam dla ciebie dobre wieści. - wyszczerzyłam się a brunet wyprostował się. -Aśka będzie ze mną w pokoju!
- Co ?! -Zaksztusił się John. - To świetnie!
-No ja to wiem. - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- JESTEEM! - usłyszałam głos mojej przyjaciółki który dobiegał z pokoju. Za chwilę znajdowała się w obramowaniu drzwi które prowadziły na balkon. -H..H...Hej John. - powiedziała nieśmiało, jąkając się.
- Cześć. - odpowiedział równie nieśmiało co Asia.
- To może ja was zostawię samych... Przejde się do Michała i Łukasza na te 20 minut. - wszczerzyłam się do gołąbeczków i podążyłam do pokoju 405, który należał do nowych znajomych. W mgnieniu oka znalazłam się pod ich drzwiami. Niepewnie zapukałam a w odpowiedzi usłyszałam ciche 'proszę'. Nieśmiało złapałam za klamkę i wychyliłam głowę przez drzwi.
- O, hej Liv! - Przywitał mnie uśmiechnięty Łukasz, który siedział na łóżku z gitarą w ręku.
- Hej. - wykonałam jeden z najładniejszych uśmiechów. - Co tam grasz ? - zaczęłam rozmowę.
- Uczę się 'I'm Yours' - Jason'a Mraz'a. Znasz ?
- Ty sie jeszcze pytasz ? Kocham to! - wybuchnęliśmy donośnym śmiechem. Nawet nie wiedziałam z czego się śmialiśmy.
- Weź mnie naucz. - zrobił oczka jak kot ze shrek'a.
- Alee... Ale nie mam gitary.
- Weź tą. - dał mi do rąk czarną, hiszpańską gitarę.
- Ile ty masz gitar? - spytałam zdziwiona.
- Niech się zastanowie. Jedną tu i dwie w domu. Czyli 3. - wyszczerzył się chłopak.
- To czyja jest ta?
- Ta którą trzymasz jest moja. A tą co ja mam jest Michała.
- Michał też gra ? - spytałam jeszcze bardziej zdziwiona.
- No... - odpowiedział niepewnie. - Może już grajmy. Za 15 minut obiad. - uśmiechnął się, po czym zabraliśmy się za naukę.
Całkiem szybko mu to szło. Gdy nauczyłam go już całej piosenki, dołączyliśmy nasze głosy.

" Well open up your mind and see like me
Open up your plans and damn you're free
Look into your heart and you'll find love ..."

- Ej, która godzina ? - usłyszałam męski głos dobiegający z łazienki, który należał do Michała. Za chwilę wpadł do pokoju w samym ręczniku. - Ojej. - zrobił się czerwony jak burak gdy mnie zobaczył. Od razu wziął ubrania, króre miał naszykowane na łóżku, i wrócił do pomieszczenia z którego przyszedł. Kolejny raz wybuchłam niepochamowanym śmiechem razem z Łukaszem. Gdy już się ogarneliśmy usłyszeliśmy ciche, niepewne pukanie.
- Czekaj. Otworze. - uśmiechnął się, i poszedł otworzyć drzwi.
- Taa... A mi to nie otworzyłeś. - zachichotałam.
W odpowiedzi usłyszałam tylko "oj tam, oj tam" i dalej było słychać dźwięk otwierających się drzwi.
- Jest Liv ? - usłyszałam głos mojej przyjaciółki. Za chwilę pojawiła się ona w pokoju w którym się znajdowałam. Bez słowa dziewczyna wtuliła się we mnie i zaczęła piszczeć w moje ramię. Całej tej sytuacji przyglądali się Łukasz i Michał. Na twarzach mieli wymalowane zdziwienie i za razem rozbawienie.
- Nie chcielibyśmy wam przeszkadzać, ale chyba już jest zbiórka na obiad. - chamował się od śmiechu Michał. Szybko wstałyśmy i całą czwórką udaliśmy się w miejsce gdzie miała sie odbyć owa zbiórka.
Długo nie musieliśmy czekać. Wszyscy byli punktualnie. To chyba dobrze. Weszliśmy na sale, gdzie wszystko było już naszykowane. Usiedliśmy na tych samych miejscach co rano, i zabraliśmy się za konsumpcję. Drugiej kolonii nie było.
Czas minął szybko. Michał cały czas opowiadał suchary, które były do bani, ale i tak troche były zabawne. Po obiedzie przyszedł czas na poznanie się. Wszyscy wydawali się być bardzo mili. Jednak oczywiście nie obyło się bez pustaków podobnych do Amelii. Przez takie właśnie osoby nienawidzę polskich obozów.
Poznanie zajęło nam więcej czasu niż było planowane. Z sali konferencyjnej udaliśmy się od razu na stołówkę. Drugiego obozu znowu nie było. Pewno mają jakieś całodniowe zwiedzanie. Podczas jedzenia ciągle między stolikami krążyła pani kierownik. W końcu doszła do nas.
- O 19.15 w sali konferencyjnej. - wyszeptała z uśmiechem i odeszła. Po tej wiadomości, na twarzy mojej współlokatorki i nowych kolegów pojawił się wielki uśmiech. Ja jednak cały czas byłam zdezoriętowana.
- Co ? - w końcu udało mi sie odezwać.
- Emm... Nic, nic. - powiedział Łukasz i  zabrał się za jedzenie, tak jak reszta.
Kolacja przebiegła w niezęcznej ciszy. Nikt słowem się nie odezwał. Nawet Michał, który zawsze ma coś do powiedzenia. Bardzo dłużył mi się ten czas, gdyż nie byłam głodna i siedziałam tam tylko po to by nie być sama w pokoju. Głowę miałam opartą na ręce, która zgięta na kąt prosty leżała na stole, a w drugiej ręce trzymałam widelec i kreśliłam na talerzu jakieś dziwne kształty.
- Idziemy? - wyrwała mnie z zamyślenia Aśka.
- Tak. - pokiwałam jednoznacznie głową i ruszyłam razem przyjaciółką do drzwi.
Przy schodach prowadzących na wyższe piętra ujrzałam obóz językowy z Irlandii. Od razu zaczęłam szukać wzrokiem blondyna, który przewrócił moje życie do góry nogami. Jak wszedł do mojej głowy, tak nie może wyjść. Calutki dzień w głowie mam jego pociągający uśmiech.
Zauważyłam John'a, który się uśmiechał do Asi. Zaraz obok niego stał Niall.


*Oczami Niall'a*
- Jejuu, jestem wykończony. Jestem głodny! - jęczałem do John'a, gdy dotarliśmy do hotelu.
- Polskie morze jest cudowne. - nie zważał na moją wypowiedź przyjaciel. Przewróciłem teatralnie oczyma i poszedłem do recepcji po kluczyk od pokoju. Zanim jednak mogliśmy udać się na góre, zatrzymał nas kierownik. Zaczął coś gadać... Podejrzewam, że nikt go nie słuchał.
- Co ? - spytałem gdy John szturchnął mnie w ramię.
- Patrz. - przeniósł wzrok w kierunku jadalni. Niechętnie też się odwróciłem. W oddali zobaczyłem Liv. Dziewczynę, która zawładnęła moim umysłem. Nie wierzę w to. Czy to miłość od pierwszego wejrzenia ? Znamy się tylko parę godzin, a zdążyła rozbudzić moje narządy porządania. Pragnę mieć ją zawsze przy sobie, mieć ją na własność. Móc zaciągać się jej zapachem, przytulać, składać delikatne pocałunki na jej bladej skórze, która idealnie komponuje się z moją. Jednak to tylko uczucie, którego ona pewnie nie odwzajemnia.
Cały czas patrzyłem się na nią jak zahipnotyzowany. I stało się. Nasze spojrzenia się spotkały. Wpatrywałem się z utęsknieniem w jej szaro-niebieskie tęczówki. Miałem ochotę podbiec do niej i przytulić ją najmocniej jak się da. Chciałem poczuć, że trzymam w rękach cały mój świat. Boże, ja już kompletnie zwariowałem. Nawet gdyby coś z tego wyszło... To co by było dalej ? Ja wracam do Irlandii, a ona zostaje tutaj w Polsce. Związek na odległość przecież nie miał by przyszłości...


*Oczami Liv*
- Co jest między tobą a John'em ? - spytałam pod drzwiami naszego wspólnego pokoju.
- Emm... Chyba nic. - zarumieniła się Asia.
- Jak to nic ? - zdziwiłam się. - widzę jak się na siebie patrzycie! - weszłyśmy do pokoju.
- Liv. To dopiero pierwszy dzień... Poza tym nie umiem dobrze rozmawiać po angielsku. - odpowiedziała po czym zrezygnowana opadła na łóżko.
- Zobaczymy za pare dni. - poruszyłam śmiesznie brwiami i obie się zaśmiałyśmy.
Czas do zbiórki spędziłyśmy na wspólnej rozmowie i wygłupach, jak to zwykle bywało.
- Dobra. Idziemy. - wstała Asia.
- To która już godzina? - powtórzyłam czynność.
- 19.13 - spojrzała na telefon.
- O to rzeczywiście... Chodź. - uśmiechnęłam się i wzięłam kluczyk.
Na korytarzach kompletna cisza. Jakby w całym hotelu nie było ani duszy. Może niespodzianką była jakaś wycieczka, a my się spóźniliśmy ?
Po drodze zachaczyłyśmy jeszcze o pokój Łukasza i Michała, po czym całą czwórką udaliśmy się do sali konferencyjnej.
- Wiecie co to za "niespodzianka" ? - przerwałam ciszę, która panowała między nami.
- Nie. - odpowiedzieli chórem i zaczęli się śmiać.
Nie powiem, że nie. Ale jakoś dziwnie się zachowywali. Musieli coś na ten temat wiedzieć. Ale czemu ja nie wiem ?
Pod salą konferencyjną ponowiłam jeszcze raz pytanie. Nadal nic się nie dowiedziałam. Niepewnie złapałam klamkę i otworzyłam drzwi. W sali panowała całkowita ciemność. Światło z korytarza oświetlilło trochę wnętrze. Dzięki temu ujrzałam jakieś dekoracje i napis "Hap"... Niepewnie ruszyliśmy do środka zamykając za sobą drzwi i zapalając światło....

---------------------------
Cześć i czołem !
Tęskniliście ? :3
Dobra. Może od razu przejdę do przeprosin.
A więc.... Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że dawno nie było rozdziału. Powody ?
- Zero weny.
- Dużo innych obowiązków.
i
- Mało wolnego czasu.
Niestety to nie zależne ode mnie. Rozdział pisałam dobry miesiąc. (ta świadomość mnie przeraża o_O).
No... Mam nadzieję, że wam się chociaż troche spodoba. Mnie osobiście się wcale nie podoba. Kwestia gustu ? Być może...
No nic.. Enjoy ♥
Lots of Love - Miśkaa. xx

2 komentarze: